sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział V

Rozdział V
„Błąd łat­wiej dos­trzec niż prawdę, bo błąd leży na wie­rzchu, a praw­da w głębi.”- Johann Wolfgang Goethe
-Boże, Boże, Boże!- wydarłem się łapiąc za głowę, do której napłynęło tysiące myśli.- Nie teraz, dlaczego?! Aaa!
Po mojej twarzy zaczęły spływać pojedyncze łzy bólu. Skuliłem się na najbliższej ławce, i przyciągnąłem kolana do klatki piersiowej kładąc na nich brodę.
-Odejdź.-Powiedziałem do Niny.- Nie powinniśmy się w ogóle poznać.
Moja twarz była już sucha. Wstałem i zacząłem chodzić w kółko.
Ona… ona stała jak słup soli. Nie wiedziała o co chodzi.
Chciałem jej powiedzieć, ale się bałem. Bałem się, że ją stracę.
-Ale ja jestem głupi! Przecież mogłem skojarzyć fakty! Matt, ty idioto!
Serce mi kołatało, jakby ktoś mówił do niego „Szybciej, szybciej, szybciej!”.
Przed chwilą powiedziałem jej, żeby odeszła, a jednocześnie bałem się, że ją stracę, a jeszcze wcześniej ją pocałowałem. Debil! Palant!
-Cholera jasna!
-Matt?- zaczęła niepewnie obudzona z transu Nina- Co się dzieje?
-Naprawdę, nie chcesz wiedzieć, co się dzieje!
Wyjąłem z kieszeni tabletki na uspokojenie. Odkąd mogłem je zażywać miałem je zawsze przy sobie.
Połknąłem jedną, chwilę potrzymałem w ręku resztę, i po chwili namysłu wziąłem jeszcze kolejną.
-Matt! Odpowiedz mi co jest z tobą nie tak?!- Jej głos drżał, była trochę przestraszona, zdenerwowana i naprawdę bardzo zdezorientowana.
-To nie jest takie proste.-Powiedziałem bardziej opanowany, czując już działanie podwójnej dawki leku.
-Mamy czas!
- Miałem wtedy 13 lat… Kurwa nie!
-No powiedz mi… będzie ci lżej…
-Lżej?! Stracę ciebie, zniszczę ci resztę twojego życia. Chcesz tego? Chcesz mnie znienawidzić jeszcze bardziej?
-Obawiam się, że się nie da- odparła żartując- Tak na serio to mów, nie ucieknę ci.
-No dobra… A więc miałem te swoje trzynaście lat i byłem głupim, rozwydrzonym bachorem. Jechaliśmy z rodzicami na lotnisko. Mieliśmy polecieć do… do Nowego Yorku, na pokaz baletowy Angeliki, mojej siostry. Ciągle się dziwiłem, jak ona może wytrzymywać na tych kilkugodzinnych treningach i czemu właściwie ją to interesuje. Ale miała swoją pasję i w jakimś stopniu była moim autorytetem. Była… jest bardzo piękną kobietą, wtedy miała 17 lat i była bardzo urocza. Gdyby nie ja byłaby też szczęśliwa, a teraz? Nigdy mi nie wybaczy tego, co wtedy zrobiłem. Nie szanowałem moich rodziców, czego teraz żałuję jak niczego innego.  Na stacji benzynowej, gdy mieliśmy postój (lotnisko było dość daleko) jakiś facet naprawiał samochód i leżał na… no na tym czymś na czym wjeżdża się pod samochód. No nieważne. I gdy on przez chwilę zajął się czymś innym ja mu to 'coś' zabrałem i wjechałem pod nasz samochód. No i zaczęło się. Zerwałem coś niechcący, ale wtedy nie zwróciłem na to uwagi. Gdy rodzice wyszli ze sklepu jak gdyby nigdy nic wyjechałem i przestraszyłem ich. Śmiali się... Ale potem, gdy wyjechaliśmy na autostradę... Jechaliśmy spokojnie, do momentu, gdy gdy z drogi dojazdowej wjechał jakiś inny samochód. Okazało się że to, co przerwałem to linki od hamulców. No i przeze mnie... zginęły cztery osoby. 
-Przecież mówiłeś że jechałeś ty i twoi rodzice. Więc jak to cztery?
-Moi rodzice twoja mama i siostra... Przepraszam. Teraz możesz już mnie zostawić nienawidzić mnie jeszcze bardziej i prowadzić swoje życie w miarę tak, jak dawniej. Cześć.
-Co ty piepszysz?!
-To, co słyszysz.
-Matt może i moja pierwsza myśl to "to wszystko jego wina!", ale wiem, że tak nie jest. Może to nie jest czas i miejsce na to pytanie, ale... czy ten atak, który miałeś przed chwilą jest związany z wypadkiem?-Mówiła spokojnie, ale wiedziałem, że zachowa do mnie urazę bardzo długo... może i na zawsze?
W odpowiedzi na jej pytanie kiwnąłem głową.
-Do tej pory pamiętam te morze krwi, panikę i śmierć wiszącą w powietrzu. Pamiętam też ciebie... Pamiętam wszystko. Moich rodziców leżących całych we krwi. Dzwoniący telefon. Wiesz, że go odebrałem? Dzwoniła Angela powiedziała: "Mamo, występ był wcześniej, przepraszam, że nie zadzwoniłam, ale nie miałam czasu. Mimo wszystko przylećcie do mnie, proszę. Kocham Was, muszę kończyć, pa." Pamiętam każde jej słowo. W mojej głowie wszystko to i... i widok ciebie oraz twoich rodziców się przewija. To są ułamki sekund. Potem boli mnie głowa i to wszystko jeszcze raz i...
-Rozumiem, rozumiem.- Przerwała mi, bo chyba zauważyła, że coraz bardziej się pogrążam.- Co było z tobą potem?
-Trafiłem do domu dziecka, bo nikt z rodziny nie chciał mieć mordercy pod dachem. Wcześniej wzięła mnie na chwilę siostra, do Nowego Yorku, tylko po to, żeby mi powiedzieć, jak mnie nienawidzi, za to, że rozwaliłem naszą rodzinę. No i wróciłem tutaj, wpadłem w 'złe towarzystwo' aż w wieku 15 lat, jak skończyłem szkołę zaadoptowali mnie moi teraźniejsi rodzice. Nie wiedzą co zrobiłem... Nie wiedzą, że jestem mordercą. No i oczywiście zamiast w gimnazjum byłem w poprawczaku.Oficjalna wersja jest taka, że kradłem, ale postanowiono mi dać szansę i puszczono do normalnego liceum.
-No znasz już całą prawdę, zrób z tymi informacjami co chcesz. I tak życie już przegrałem.
-Nic nie przegrałeś. To nie twoja wina!
-Nie moja?! A czyja? Gdyby nie ja żyłaby twoja mama i siostra, a ja też miałbym rodziców.
-Pogodziłam się z tym, że moja mama i Aurelia nie żyją. Wierzę, że patrzą na mnie z góry i chcą, żebym dobrze przeżyła swoje życie.
Na myśl o tym, że moi rodzice mogliby się na mnie patrzeć, gdziekolwiek są, była dla mnie bardzo dołująca.
-Czy ktoś jeszcze wie o tym co mi przed chwilą powiedziałeś?
-Tak, Tom.
Właśnie! Przecież ja miałem pomóc Thomasowi, a nie rozgrzebywać swoją przeszłość.
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Kochani wprowadzam nową zasadę
Czytaliście piąty rozdział i za pięć komentarzy wstawię szósty, za sześć siódmy itd.
Postarajcie się, bo trochę brak mi motywacji:/
Do następnego
/Lidka

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział IV

Rozdział IV
„Jest na świecie ta­ki rodzaj smut­ku, które­go nie można wy­razić łza­mi. Nie można go ni­komu wytłumaczyć. Nie mogąc przyb­rać żad­ne­go kształtu, osiada cias­no na dnie ser­ca jak śnieg pod­czas bez­wiet­rznej nocy.”- Haruki Murakami
-Cicho siedź!
-Czego jeszcze!?
-Zawsze możesz biec za samochodem!-wrzasnął Marco
-Patrząc na fakt, że zjechałeś na sąsiedni pas, będzie to chyba bezpieczniejsze!
Marco gwałtownie przekręcił kierownicę zjeżdżając a dobrą stronę ulicy.
-Ty idioto nie zagaduj mnie!
-Gdyby sam fakt, że nie pomyślałem o taksówce nie  był przytłaczający, to jeszcze ty mi tu pieprzysz, że twoje niekompetencje w prowadzeniu auta to moja wina!
-Bądźcie do cholery jasnej cicho!- Wtrąciła Nina- Chcę do tego… -zawahała się chwilowo-na tą randkę dojechać cała!
-Masz rację.- Przytakną Marco, a ja kiwnąłem głową i wlepiłem wzrok szybę.
Gdy wysiadaliśmy z samochodu odrzuciłem Marco szybkie cześć i powiedziałem, że wrócimy taksówką.
-Boże… po raz pierwszy w życiu tak się boję…- moje myśli wymsknęły się poza mój mózg.
-Tak! A jednak masz uczucia!
-To nie pora na żarty!
-A jak gnębiliście Ankę to była pora?!
-Proszę ciebie… bądź już cicho.
-Nie ma opcji. Co ci to dawało… satysfakcję?!
-Nie powiem ci! Rozumiesz?!- Stanąłem z nią twarzą w twarz- też jestem człowiekiem i też popełniam te cholerne błędy.
-Ooo, czyli masz coś do ukrycia? Ty… taki macho? Niemożliwe…
-Gdybym sobie nie zasłużył, a sytuacja byłaby inna to…
-To co byś zrobił? Uderzył mnie? Pobił?!
-Gdybyś była facetem.
-Gdybać to sobie w nieskończoność możesz.
Odepchnąłem ją dosyć mocno za siebie i otworzyłem drzwi więzienia skręcając w pierwszy-lepszy zakręt, byleby tylko mnie nie zauważyła. I udało mi się.
Przechodząc korytarzem natknąłem się na strażnika. No cóż… znałem go z powodu pewnych wydarzeń z mojej przeszłości.
-Matt jak dobrze… znaczy w sumie nie dobrze… cię widzieć!
-John mógłbyś wyświadczyć mi przysługę?
-Młody, dobrze wiesz, że z twoją nieletnością będzie ciężko z widzeniami.
-Widzę, że załapałeś. No proszę jedno widzenie, -widząc, że strażnik zagląda do zeszytu kontynuowałem-  z podejrzanym, oczywiście niesłusznie, Thomasem Frostem.
-Ja tak nie mogę no! Matt miej litość!
-Ależ proszę no! John nie bądź taki! Tylko pięć minut!
Podejdź do szyb to ci go podstawię na 5 min i w razie czego jesteś jego bratem.
-Tak jest sir!- zażartowałem. Niewiarygodne, że jestem takim debilem, że nawet teraz potrafię żartować…
Podbiegłem szybko do szyb i usiadłem przy jednym stanowisku przeklinając w duchu swój idiotyzm.
Widząc nachodzącego Thomasa podniosłem słuchawkę i czekałem, aż usłyszę głos, którego tak bardzo pragnęło teraz moje ucho.
-Thomas, co to ma do cholery znaczyć? –zacząłem gdy tylko Tom był gotowy do rozmowy- czemu wsadzili cię za kratki?!
-Hej- odrzekł niemrawo.- Bo widzisz… ja jestem niewinny, ale wszystko na mnie wskazuje, ktoś mnie wrabia, rozumiesz? Ania… nigdy bym jej nie uderzył, a co dopiero… zabił. Ona… była moją dziewczyną, wiesz? A teraz nawet nie mogę iść na jej pogrzeb!
Mówiąc to pojedyncze łzy spływały mu po policzkach, a ja siedziałem jak wbity w krzesło, podczas gdy kawałek mojego szczęśliwego (no… w miarę) życia spokojnie lądował w przepaści.
-Boże.. Tom… Ja wiem, że ty  jesteś niewinny, ale jak to ktoś cię wrabia?
-Byłem ostatnią osobą, która widziała Annę, a w dodatku wtedy ze mną zerwała.- Jaki on był smutny. Nigdy nie widziałem go w gorszym stanie.- I… ktoś się włamał do mojego domu i podłożył mi broń… z której została zastrzelona. Brak odcisków. Na moją korzyść jest tylko to, że są bardzo słabo widoczne ślady włamania, które mogą być jedynie przypadkowym zarysowaniem, przy mocniejszym uderzeniu w drzwi, czy jakoś tak.
-Znajdę tego zabójcę. Obiecuję ci to!
-Matt, daruj sobie… od tego jest policja!
Wstałem i wybiegłem z budynku słysząc jeszcze w oddali krzyk Thomasa „Matt! Oszalałeś?! Nie rób nic głupiego!”
Przykro mi Tom, ale zrobię.
-No  gdzie ty do cholery jasnej byłeś!? Już myślałam, że będę wracać z buta, bo nie mam na taksówkę! Matt! Słuchasz mnie?!
-Co? A tak już, masz kasę.- Wręczyłem oszołomionej dziewczynie banknot- Ja się przejdę.
-To ja idę z tobą.
-Co? Czemu? Przecież mnie nie lubisz, a ja nie mam ochoty słuchać twoich docinek!
-I dlatego z tobą pójdę.
-Ja naprawdę nigdy nie zrozumiem dziewczyn…
-No i prawidłowo.
Chyba widząc mój smutek i złość odpuściła zaczepek. Matko! Jak kobiety potrafią być cierpliwe! Ja już dawno bym  sobie przywalił!
-Matt… przepraszam.
Stanąłem jak wryty. To była ostatnia rzecz jakiej mogłem się spodziewać.
-Przecież nie masz za co.
-No mam, przecież ci dokuczałam.
To było śmieszne, nie powinna mnie przepraszać!
-No i co z tego? Zasłużyłem sobie.
-No ale ja tak kurczę nie mogę. Może i jesteś dupkiem, ale masz w sobie coś takiego…- w tym momencie spojrzała mi w oczy- że nie potrafię się na ciebie gniewać, niezależnie od przewinienia.
Posłałem jej smutny uśmiech.
-Jesteś urocza.-wyrwało mi się na co jej policzki oblała fala czerwieni.
-Dobra, dobra! Koniec tego muszę przywitać powrotem rzeczywistość.-powiedziała smętnie.
-To za chwilę- powiedziałem i przysunąłem się bardzo blisko jej twarzy.
-Co ty zamierzasz zrobić?- zapytała nie ukrywając zdziwienia.
-I ja wiem co chcę zrobić, i ty wiesz. Ale ani ty nie jesteś pewna czy to zrobię, ani ja.
W tamtej chwili zapomniałem dosłownie o wszystkim. Liczyła się tylko Nina.
-Zamknij się już.-powiedziała łącząc nasze wargi.
W tamtej chwili dotarło do mnie jak bardzo tego pragnąłem, jak cudownym jest uczucie jakim ją darzyłem. Zbędnym, nieopanowanym uczuciem.
Gdy rozłączyliśmy nasze usta uśmiechnąłem się.
-Teraz możesz wracać do rzeczywistości.
-Ale ja teraz nie chcę.
Przypomniało mi się, czemu miałem przeczucie, że dużo wcześniej spotkałem Ninę. Bo spotkałem.
Na autostradzie.