sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział IV

Rozdział IV
„Jest na świecie ta­ki rodzaj smut­ku, które­go nie można wy­razić łza­mi. Nie można go ni­komu wytłumaczyć. Nie mogąc przyb­rać żad­ne­go kształtu, osiada cias­no na dnie ser­ca jak śnieg pod­czas bez­wiet­rznej nocy.”- Haruki Murakami
-Cicho siedź!
-Czego jeszcze!?
-Zawsze możesz biec za samochodem!-wrzasnął Marco
-Patrząc na fakt, że zjechałeś na sąsiedni pas, będzie to chyba bezpieczniejsze!
Marco gwałtownie przekręcił kierownicę zjeżdżając a dobrą stronę ulicy.
-Ty idioto nie zagaduj mnie!
-Gdyby sam fakt, że nie pomyślałem o taksówce nie  był przytłaczający, to jeszcze ty mi tu pieprzysz, że twoje niekompetencje w prowadzeniu auta to moja wina!
-Bądźcie do cholery jasnej cicho!- Wtrąciła Nina- Chcę do tego… -zawahała się chwilowo-na tą randkę dojechać cała!
-Masz rację.- Przytakną Marco, a ja kiwnąłem głową i wlepiłem wzrok szybę.
Gdy wysiadaliśmy z samochodu odrzuciłem Marco szybkie cześć i powiedziałem, że wrócimy taksówką.
-Boże… po raz pierwszy w życiu tak się boję…- moje myśli wymsknęły się poza mój mózg.
-Tak! A jednak masz uczucia!
-To nie pora na żarty!
-A jak gnębiliście Ankę to była pora?!
-Proszę ciebie… bądź już cicho.
-Nie ma opcji. Co ci to dawało… satysfakcję?!
-Nie powiem ci! Rozumiesz?!- Stanąłem z nią twarzą w twarz- też jestem człowiekiem i też popełniam te cholerne błędy.
-Ooo, czyli masz coś do ukrycia? Ty… taki macho? Niemożliwe…
-Gdybym sobie nie zasłużył, a sytuacja byłaby inna to…
-To co byś zrobił? Uderzył mnie? Pobił?!
-Gdybyś była facetem.
-Gdybać to sobie w nieskończoność możesz.
Odepchnąłem ją dosyć mocno za siebie i otworzyłem drzwi więzienia skręcając w pierwszy-lepszy zakręt, byleby tylko mnie nie zauważyła. I udało mi się.
Przechodząc korytarzem natknąłem się na strażnika. No cóż… znałem go z powodu pewnych wydarzeń z mojej przeszłości.
-Matt jak dobrze… znaczy w sumie nie dobrze… cię widzieć!
-John mógłbyś wyświadczyć mi przysługę?
-Młody, dobrze wiesz, że z twoją nieletnością będzie ciężko z widzeniami.
-Widzę, że załapałeś. No proszę jedno widzenie, -widząc, że strażnik zagląda do zeszytu kontynuowałem-  z podejrzanym, oczywiście niesłusznie, Thomasem Frostem.
-Ja tak nie mogę no! Matt miej litość!
-Ależ proszę no! John nie bądź taki! Tylko pięć minut!
Podejdź do szyb to ci go podstawię na 5 min i w razie czego jesteś jego bratem.
-Tak jest sir!- zażartowałem. Niewiarygodne, że jestem takim debilem, że nawet teraz potrafię żartować…
Podbiegłem szybko do szyb i usiadłem przy jednym stanowisku przeklinając w duchu swój idiotyzm.
Widząc nachodzącego Thomasa podniosłem słuchawkę i czekałem, aż usłyszę głos, którego tak bardzo pragnęło teraz moje ucho.
-Thomas, co to ma do cholery znaczyć? –zacząłem gdy tylko Tom był gotowy do rozmowy- czemu wsadzili cię za kratki?!
-Hej- odrzekł niemrawo.- Bo widzisz… ja jestem niewinny, ale wszystko na mnie wskazuje, ktoś mnie wrabia, rozumiesz? Ania… nigdy bym jej nie uderzył, a co dopiero… zabił. Ona… była moją dziewczyną, wiesz? A teraz nawet nie mogę iść na jej pogrzeb!
Mówiąc to pojedyncze łzy spływały mu po policzkach, a ja siedziałem jak wbity w krzesło, podczas gdy kawałek mojego szczęśliwego (no… w miarę) życia spokojnie lądował w przepaści.
-Boże.. Tom… Ja wiem, że ty  jesteś niewinny, ale jak to ktoś cię wrabia?
-Byłem ostatnią osobą, która widziała Annę, a w dodatku wtedy ze mną zerwała.- Jaki on był smutny. Nigdy nie widziałem go w gorszym stanie.- I… ktoś się włamał do mojego domu i podłożył mi broń… z której została zastrzelona. Brak odcisków. Na moją korzyść jest tylko to, że są bardzo słabo widoczne ślady włamania, które mogą być jedynie przypadkowym zarysowaniem, przy mocniejszym uderzeniu w drzwi, czy jakoś tak.
-Znajdę tego zabójcę. Obiecuję ci to!
-Matt, daruj sobie… od tego jest policja!
Wstałem i wybiegłem z budynku słysząc jeszcze w oddali krzyk Thomasa „Matt! Oszalałeś?! Nie rób nic głupiego!”
Przykro mi Tom, ale zrobię.
-No  gdzie ty do cholery jasnej byłeś!? Już myślałam, że będę wracać z buta, bo nie mam na taksówkę! Matt! Słuchasz mnie?!
-Co? A tak już, masz kasę.- Wręczyłem oszołomionej dziewczynie banknot- Ja się przejdę.
-To ja idę z tobą.
-Co? Czemu? Przecież mnie nie lubisz, a ja nie mam ochoty słuchać twoich docinek!
-I dlatego z tobą pójdę.
-Ja naprawdę nigdy nie zrozumiem dziewczyn…
-No i prawidłowo.
Chyba widząc mój smutek i złość odpuściła zaczepek. Matko! Jak kobiety potrafią być cierpliwe! Ja już dawno bym  sobie przywalił!
-Matt… przepraszam.
Stanąłem jak wryty. To była ostatnia rzecz jakiej mogłem się spodziewać.
-Przecież nie masz za co.
-No mam, przecież ci dokuczałam.
To było śmieszne, nie powinna mnie przepraszać!
-No i co z tego? Zasłużyłem sobie.
-No ale ja tak kurczę nie mogę. Może i jesteś dupkiem, ale masz w sobie coś takiego…- w tym momencie spojrzała mi w oczy- że nie potrafię się na ciebie gniewać, niezależnie od przewinienia.
Posłałem jej smutny uśmiech.
-Jesteś urocza.-wyrwało mi się na co jej policzki oblała fala czerwieni.
-Dobra, dobra! Koniec tego muszę przywitać powrotem rzeczywistość.-powiedziała smętnie.
-To za chwilę- powiedziałem i przysunąłem się bardzo blisko jej twarzy.
-Co ty zamierzasz zrobić?- zapytała nie ukrywając zdziwienia.
-I ja wiem co chcę zrobić, i ty wiesz. Ale ani ty nie jesteś pewna czy to zrobię, ani ja.
W tamtej chwili zapomniałem dosłownie o wszystkim. Liczyła się tylko Nina.
-Zamknij się już.-powiedziała łącząc nasze wargi.
W tamtej chwili dotarło do mnie jak bardzo tego pragnąłem, jak cudownym jest uczucie jakim ją darzyłem. Zbędnym, nieopanowanym uczuciem.
Gdy rozłączyliśmy nasze usta uśmiechnąłem się.
-Teraz możesz wracać do rzeczywistości.
-Ale ja teraz nie chcę.
Przypomniało mi się, czemu miałem przeczucie, że dużo wcześniej spotkałem Ninę. Bo spotkałem.
Na autostradzie.

1 komentarz:

  1. Ommm końcówka *.* ale czemu nie tak szczegółowo?! Next next next !!!

    OdpowiedzUsuń

Czytasz+Komentujesz=Motywujesz