piątek, 31 lipca 2015

Rozdział XI

Rozdział XI
„Kochać to także umieć się roz­stać. Umieć poz­wo­lić ko­muś odejść, na­wet jeśli darzy się go wiel­kim uczu­ciem. Miłość jest zap­rzecze­niem egoiz­mu, za­bor­czości, jest skiero­waniem się ku dru­giej oso­bie, jest prag­nieniem prze­de wszys­tkim jej szczęścia, cza­sem wbrew własnemu. ”- Vincent van Gogh
Tak, to tu podjęłam tą decyzję, miałam nadzieję, że to się skończy. Ojciec, strach… ON.
-Życie obwinia niewinnych ludzi, Nina.
-Hę? Matt! Cholero jedna idź sobie! Nie możesz na to patrzeć!
Przesuwałam się do krawędzi wieżowca, TAK! To już koniec!
-Jak mogę uważać, że mnie kochasz, to takie absurdalne!
-Życie to jeden wielki absurd… Nina musisz w końcu dopuścić do siebie myśl, że ktoś cię znowu kocha.
-Skoro życie składa się z głupot, powinnam jak najszybciej zakończyć to jedno wielkie nieporozumienie!
-Jeszcze kilka centymetrów, skoczę, dam radę! NIE PRZEGRAM!
-Nina pro…
-Tak będzie lepiej dla nas obojga, nie wierzę Ci, że mnie kochasz, bo nikt mnie… nigdy nie pokocha!
Spadałam… zaraz, CO?!
-Ała! Co ty robisz debilu!- krzyczałam patrząc w dół.
-Czy teraz wierzysz, że byłaś miłością mojego życia?!
-Czemu to zrobiłeś?!
Patrzyłam jak upada, jak cały mój świat jest już w okolicach szóstego piętra.
-Bo cię kocham!
-Matt! Ty głupcze!
-Do zobaczenia , poczekam na ciebie, ale wróć kiedy będzie twój czas!
Czemu, czemu, czemu!?
Płakałam, biłam rękoma o ziemię, krzyczałam, rozwalałam wszystko co było w zasięgu mojej ręki. Byłam już cała mokra od płaczu. Nie chciałam, żeby on umarł!
ON BYŁ NAJLEPSZY, ON MNIE KOCHAŁ!!!
Nina, ty idiotko, jak mogłaś do tego dopuścić.
-BOŻE!- Skierowałam wzrok w zachmurzone niebo- Już nigdy nic nie zrobię sobie, ani nikomu innemu, będę dobra… Ale ODDAJ MI MATTA!!!
Krzyczałam połykając łzy. 
Po chwili usiadłam na zimnym betonie i zrobiło mi się słabo.
Czułam, że mdleję, a zaraz potem spadam.
Zamknęłam oczy.
Minęło trochę czasu. Czułam, że leżę. Poruszyłam ręką. Zacisnęłam dłoń… przypomniało mi się co się wydarzyło. Łza ściekła mi po policzku.
-Proszę Pana- usłyszałam.
-Tak doktorze?- dobrze znałam ten głos…
-Chyba się wybudza.
Usłyszałam szybkie kroki po czym ktoś chwycił mnie za dłoń i mocno ścisnął.
-Nina kochanie, otwórz oczy.
Nie wierzyłam w to co słyszę. Matt nagle zmartwychwstał, czy jak?
-To ty?- wyszeptałam przez łzy, ciągle z zamkniętymi oczami.
-Ale nie płacz-powiedział, wszystko jest dobrze. 
Matt, to naprawdę był ON!
Gwałtownie otworzyłam oczy i szybkim ruchem podniosłam się do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się po pokoju. Byłam w szpitali. Ale w sumie, co mnie to?
Błyskawicznie moje myśli  (oraz wzrok) przeskoczyły na oszołomionego chłopaka. 
Zaczęłam mocno płakać, cholera, ja go naprawdę kochałam!
Zbliżyłam się do niego i zaczęłam go całować, namiętnie całować. Czułam jak łzy zlatują mi po twarzy. Były to ewidentnie łzy szczęścia.
Gdy po dosyć (czyt. bardzo) długiej chwili oderwaliśmy się od siebie ja nadal płakałam, a Matt był nadal oszołomiony.
Przytuliłam go i przycisnęłam jak najmocniej potrafiłam.  Potem spojrzałam mu w oczy.
-Ja cię kocham, naprawdę cię kocham. Nigdy więcej mi tego nie rób, słyszysz?! Kocham cię idioto! Tylko zostań ze mną już na zawsze!
Ryczałam jak małe dziecko, ale no cóż, miałam prawo!
-Nina, to był tylko zły sen…- zaczął- Ale jeśli byłaby potrzeba jestem pewny, że zrobiłbym dla ciebie to wszystko co w nim zrobiłem. Nina, kocham cię, mogę nawet za ciebie umrzeć…
Znowu wybuchłam płaczem przypominając sobie Matta zlatującego w dół i w dół…
-Już raz starczy, nie będzie takiej potrzeby.- powiedziałam uśmiechając się.- W zasadzie, to co mi się stało?
- Pamiętasz, jak byłaś wtedy, na tym budynku, i chciałaś… no wiesz… się zabić?
Twierdząco kiwnęłam głową.
-Wtedy pociągnąłem cię do siebie, uderzyłaś głową o ziemię i coś ci się stało. Potem no już możesz się domyślić, szpital. Leżałaś w takim stanie już siedem godzin. A propos! Thomasa już wypuścili, a twój ojciec będzie miał rozprawę, Justin znalazł sobie kolegę w celi, a i tak dali mu złagodzoną karę. W sumie on nie narzeka.- uśmiechnął się do mnie, a ja po prostu nie potrafiłam tego nie odwzajemnić.
- Kocham cię…-wyszeptałam.
-Też cie kocham. -odparł. 
Nagle do sali wkroczył Thomas, znałam go w zasadzie tylko z widzenia i kilku rozmów w szkole.
-Stary! Jeszcze raz mnie tak oszukasz, to będziesz miał przejebane do końca życia!- zaczął się drzeć, jednak z opanowaniem- masz szczęście, że prawda wyszła na jaw dzięki tobie... dzięki wam- poprawił się- bo jeśli byłoby inaczej trafiłbym do więzienia jeszcze raz, za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem!
-I to jest ten kujon, który ma tak łagodne usposobienie?- wtrąciłam nie mogąc powstrzymać śmiechu.
Ale mnie zignorowano.
-Dobra, Tom, następnym razem, jak będę zamierzał zostać dupkiem, to cię poinformuję.
-A tylko spróbuj!- dodałam żartując.
W końcu na mnie spojrzeli.
-A więc Nina, czemu mu pomagałaś? Toż to jest idiota, jakiego świat nie widział od dawna!
-Dzięki stary.
-Nawet idioci jakoś sobie radzą na tym świecie. Z resztą, on jest tak głupi, że nawet jakby już nie żył zapomniałby umrzeć.
Wszyscy zaczęli  się śmiać, a moje życie wróciło na prawie normalne tory.

poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział X

Rozdział X
"Z życiem jest jak z przedstawieniem teatralnym: nie jest ważne jak długie, lecz jak barwne"- Lucius Annaeus Seneca
Siedziałem na zniszczonej kanapie pogrążony w swoich pogmatwanych myślach.Wypadek, Angela, rodzice. Cholera, tego wszystkiego było zdecydowanie za dużo!
Spojrzałem na Ninę, która coś do mnie mówiła, ale nie słuchałem jej. Słyszałem tylko to co działo się w mojej głowie. Dziewczyna w końcu to zauważyła, więc postanowiłem skupić się i chociaż trochę rozjaśnić jej obecną sytuację.
-Nie słuchałeś mnie, prawda?- zapytała nieco zażenowana.
W odpowiedzi kiwnąłem przecząco głową.
-O czym myślałeś? O co chodzi?
-Nina- zacząłem i nagle urwałem- ja... ona... ja nie potrafię... KURWA NO!- krzyknąłem i gwałtownie podniosłem się z sofy.
-Matt cholera jasna ogarnij się!- sprawiałem jej przykrość ciągłym jej olewaniem i zdawałem sobie z tego sprawę. Ale ona? Ona nie dawała tego po sobie poznać. Była niczym wojowniczka, patriota. Podczas bitwy walczyć do końca, umrzeć, jeśli będzie trzeba! Zdobyć cel!
A ja? Ja byłem zwykłym tchórzem skrywającym się w jej cieniu. Byłem żałosny.
-Przepraszam, ale ja... muszę wyjść.
-O nie, co to to na pewno nie. Nigdzie nie wyjdziesz, dopóki nie dowiem się o co chodzi!
Gdy byłem opanowany uwielbiałem tą jej zawziętość, ale teraz? Teraz tylko wzbudziła we mnie jeszcze większą wściekłość, w zasadzie sam nie wiem czemu...
-Przecież ty za chuj nic nie zrozumiesz!
-Póki mi nie powiesz nie możesz tak twierdzić.- Ona była w miarę spokojna, a ja rozwścieczony. Chciałem nie zrobić nic głupiego, ale nie wyszło, starałem się opanować...
-Zamknij się! Nie przeżyłaś tego co ja, nie znałaś ludzi których ja poznałem! Nie widziałaś tyle co ja! Nie jesteś pieprzoną morderczynią! Jesteś kurwa normalna, a zadajesz się ze mną.Wiesz co? POWINNAŚ W OGÓLE SIĘ DO MNIE NIE ZBLIŻAĆ! Jesteś nieświadoma tego co robisz, jesteś zaślepiona! Jesteś...- moje gadanie przerwał nagły ból. Dostałem, dostałem od niej w twarz.
-A ty jesteś pieprzonym idiotą, skoro nie rozumiesz, że nie zakochałabym się w tobie gdybyś nie był sobą, ale niestety chyba się jednak pomyliłam! I wiesz co? To TY nic nie rozumiesz!
Ona płakała, płakała przeze mnie.
Zgarnęła torbę i wybiegła z mojego domu., a ja? Stałem jak wryty. Nie potrafiłem nawet za nią pobiec.
-Też się chyba pomyliłem!- krzyknąłem za nią w złości.
Wybiegła z domu, poprawka, wyleciała jak burza.
Wyciągnąłem rękę przed siebie.
-Nina, Nina do cholery wracaj!
Rychło w czas.
No i co ja najlepszego narobiłem?! Straciłem najważniejszą kobietę mojego życia.
Bez dłuższej chwili zastanowienia poszedłem jej szukać, chowając dumę do kieszeni.
Kilka godzin już chodziłem po mieście i pytałem o Ninę, oczywiście, nikt jej nie widział.No i w domu, gdzie poszedłem na samym początku też jej nie było.
Usłyszałem przelatujący samolot i automatycznie spojrzałem w górę, żeby zobaczyć, w którą stronę leci.
Na zachmurzonym niebie jednak nie było go widać, natomiast zauważyłem coś innego, kogoś innego...
-Boże kochany, co ja najlepszego narobiłem?!-wydarłem się a ludzie zwrócili swój wzrok na moją osobę.
Nic mnie to nie interesowało.
Wbiegłem do klatki i zacząłem pokonywać kolejne piętra.
Pierwsze... drugie... ósme... dziesiąte...piętnaste!
Musiałem jeszcze znaleźć wyjście na dach, co wcale nie było trudne, bo Nina zostawiła je otwarte.
Jeśli skoczy nigdy bym sobie tego nie wybaczył!
Wdrapałem się na dach jednego z bloków i podszedłem kawałek w jej stronę.
Gwałtownie przekręciła głowę.
-Odejdź! Nie zbliżaj się do mnie.- Była cała zapłakana, tak bardzo chciałem ją teraz przytulić!- Idź stąd!- krzyknęła ostatnie zdanie i przestała mnie w ogóle słuchać.