wtorek, 24 marca 2015

Rozdział III

Rozdział III
„Ale zaw­sze nad­chodzi godzi­na w his­to­rii, kiedy ten, co ośmiela się po­wie­dzieć, że dwa i dwa to czte­ry, jest ka­rany śmiercią.” - Albert Camus
Po tym jak się na mnie wydarzanie mogłem się otrząsnąć, co było dla mnie nowym przeżyciem. Siedziałem po tym zdarzeniu kilka godzin na dachu, który osłania mój balkon.
No co? Jest płaski, więc w miarę bezpieczny a ja lubiłem na nim siedzieć.
No i w dodatku popalałem Camel’e. Rzadko paliłem, ale wtedy poszła prawie cała paczka. Mimo wszystko nie to było problemem.  Zachorowałem po tym zdarzeniu, a co gorsza zostawiłem papierosy na dachu.
No… ten… w nocy padało.
Kilka dni nie było mnie w szkole, a lekcje przynosił mi Thomas. I tak ich nie robiłem, ale on za wszelką cenę chciał mnie wyedukować.
Pewnego dnia Tom przestał przychodzić, a ja domyśliłem  się, że po prostu zrozumiał i sobie darował. Niestety już następnego dnia poznałem prawdziwy powód jego nieobecności.
Tamtego ranka, tuż po wyjeździe moich rodziców do pracy usłyszałem dzwonek do drzwi. Ku mojemu zdziwieniu ujrzałem zagadkę, która chodziła mi po głowie odkąd widziałem ją ostatni raz.
Nina.
Wyrwany z zadymy ponownym dzwonkiem otworzyłem jej  niepewnie drzwi.
-No wpuść mnie, przecież bez powodu bym nie przyszła.
Ałł…
-Taa, co chciałaś?
-Thomas jest w więzieniu.
-Co?!-Zapytałem z niedowierzaniem.
-Podejrzany o zabójstwo.- Ona… Ona kontynuowała jak gdyby nigdy nic.
-Co?! Kpisz sobie ze mnie? Jeżeli myślisz, że…
-Chcesz to wierz, nie to nie, Anna nie żyje.
-Kto nie żyje? Anka?
-Głuchy jesteś, czy jak? Znaleziono ją dziś za szkołą. Rozumiesz czy mam powtórzyć?!
-Ale… ale… On nie może być winny!
-Jak się z tobą zadawał, to wszystko jest możliwe.
-On o niczym nie wiedział.
-Nie jest głupi! Przecież musiał coś wiedzieć.
-Wiem, ale oficjalnie nie wiedział.
-Jesteś idiotą.
-I co? Mam cię za to przepraszać?
-Przeproś.
-Przepraszam
-Bardzo dużym idiotą.
-Gdzie jest Thomas?- Olałem jej poprzednie stwierdzenie.
-Na Watykańskiej.
Wzdrygnąłem się odrzucając od siebie niechciane wspomnienia z przeszłości.
-Jedziesz ze mną?- Zapytałem.
-Masz prawko?
-Tak jakby.
-To znaczy?- zapytała dość zdziwiona.
-Starszego brata.
Uśmiechnęła się lekko, a ja trząsłem się ze stresu.
Dość głupie uczucie.
Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem po Marco.
Nie minęło pięć minut, a brat podjechał po mnie swoim czarnym Lamborghini.
To była chyba jedyna rzecz, jakiej mu zazdrościłem. Ulubieniec ojca… No cóż.
-Na serio? Nawet samochody macie najdroższe?!
-Można tak to ująć.- Marco nie nazywał by się Marco, gdyby się nie wtrącił.
Nina usiadła z przodu, a ja zająłem miejsce z tyłu.
-To gdzie jedziemy, młody? Jakaś randka, czy coś?
-No taa… w więzieniu… Mniamuśnie- Odpowiedziała cicho Nina, a Marco najwyraźniej jej nie usłyszał.
BOGU DZIĘKI.
-Co ty tam szepcesz?
-Powiedziała - zacząłem- że byś nas zawiózł do kina, tego na Watykańskiej.
Spojrzała się na mnie jakby chciała mnie zabić.
-No właśnie- dokończyła.
Ninie nagle rozjaśniła się złowieszczo twarz. Oho… teraz się odwdzięczy za to, co przed chwilą powiedziałem…
-Jak ty, Marco tak z nim wytrzymujesz pod jednym dachem?
-Nie było to proste, no ale cóż… Mieszkam w akademiku yyy… Jak masz na imię?
-Nina.
-Marco.-odpowiedział mój brat.
-Czy on zawsze dostawał to czego chciał?
-On? Nigdy, teraz też nie dostaje. Ja z resztą  też.
-Powiedział kierowca Lamborghini- odburknąłem.

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział II

Rozdział II

„Zarówno prawdą jak i fałszem można przejść cały świat, ale prawdą można wrócić, a fałszem nie. -Alojzy Żółkowski”

Przekraczając próg terenu szkolnego postanowiłam zacząć rozmowę, bo.. bo tak?
-Dziękuję…- wyszeptałem nieudolnie.
Nina nieco się zdziwiła, ale szybko to ukryła, mimo wszystko zdołałem zobaczyć to wielkie zdziwienie malujące się na jej… ładnej twarzy.
Owa dziewczyna miała kruczoczarne kręcone, długie aktualnie spięte w kucyk włosy. Fioletowe, z tego co słyszałem bardzo rzadko występujące, duże oczy, nad którymi trzepotały gęste rzęsy. Miała na sobie długą, do kostek błękitną sukienkę zwężaną w talii. Była bardzo chuda, na moje oko zdecydowanie  za chuda. Jej kościste stopy okrywały modne w tamtym sezonie czarne sandały. Była piękna, ale smutna. Jej twarz wyrażała przygnębienie, a w oczach lśnił smutek. Jej pełne, lekko różowe usta nie odkrywały zbyt często śnieżnobiałych prostych zębów. Nie uśmiechała się, nie śmiała. Była chodzącym nieszczęściem. Moją uwagę zwróciła również czarna bandana oplatająca jej nadgarstek. Słyszałem wiele plotek o jej anoreksji, ale nie wierzyłem, że tak silna dziewczyna jak ona może popaść w takie gówno. A jednak się myliłem, było to, niestety, widać na pierwszy rzut oka…
W tym momencie zdałem sobie sprawę, jak dużo czasu się jej przyglądałem. Można powiedzieć, że przez obserwację poznałem jej charakter.
- I tak uważam, że jesteś śmieciem.- wyrwała mnie z zamyśleń.
- Słusznie- odparłem w sumie trochę nieświadomie.
Co chwilę naszą ‘rozmowę’ przerywał mój kaszel lub kichanie… ewidentnie byłem chory.
-Ty pójdź do lekarza, a nie zarażasz całą szkołę.
-Wybacz…- odpowiedziałem z lekką ironią w głosie- nie moja wina.
Chwilę szliśmy w ciszy, po czym Nina wyjęła telefon  puściła muzykę i włożyła jedną słuchawkę do ucha. JEDNĄ… czyżby nie miała mnie, aż tak bardzo gdzieś jak myślałem?
-Czego słuchasz?- zapytałem, chociaż muzyka leciała wystarczająco głośno abym zdążył się zorientować co to za utwór. Jeden z moich ulubionych kawałków. (Jacob Zaborski – Emotions pl.)
Gdy tylko wzruszyła ramionami  i usłyszałem lekceważącą odpowiedź „fajny” zacząłem śpiewać, bowiem znałem tekst  na pamięć.
-Zamknięte oczy, spadające łzy
Różne myśli o sytuacjach
Bijące serce, krzyczące szepty
Co mam zrobić ze swoim życiem?
- Nienawidzę siebie
Pokaż mi promyk nadziei
Otwórz okno
Zabierz mnie do otchłani 
Dołączyła do mnie co mnie bardzo zdziwiło, musiała chyba naprawdę bardzo lubić tą piosenkę…
-Nie przekazuj mi swoich emocji
Ludzie mówią, że jestem pomyłką
Widzę swoją duszę w lustrze
A teraz ty czujesz moje emocje, emocje
 Śpiewaliśmy po cztery linijki, i nawet nam to wychodziło, cóż… śpiewaliśmy tak do końca, aż padło pytanie, którego się niestety spodziewałem.
-Co taki bezwzględny, bezuczuciowy i niezwykle „unoszący się honorem” facet może wiedzieć o emocjach?- tyle sarkazmu w jej głosie naprawdę mnie przeraziło- I w ogóle skąd znasz tą piosenkę?
-Co taka zwykła dziewczyna może wiedzieć o mnie?
Odpowiedź wyraźnie ją zaintrygowała…
Przesłuchiwała mnie bezskutecznie jeszcze kilka minut… może więcej niż kilka minut, bo gdy skończyła znaleźliśmy się pod jej domem.
-Nie zaprosisz mnie na herbatę?- spytałem udając wielkie zdziwienie, przeplatane oburzeniem.
-Wybacz, ale masz chyba dziś plany, czyż nie?
-Chodzi ci o Monicę? Tutaj wyjątkowo swatałem, a nie umawiałem się na serio. W kinie będzie z Michaelem.- wolałem jej odpowiedzieć szczerze.
- W takim razie nie mam herbaty.
-Zawsze może być kawa.- Droczyliśmy się co najmniej jak byśmy się bardzo lubili, a tak zdecydowanie nie było.
-Mogę dać ci co najwyżej hmm… nic.
-Okey, to ja ci chcę tylko przypomnieć, że mam twój plecak.
-Ty serio chcesz wejść?
-Muszę się dowiedzieć, jak mieszka moja towarzyszka podróży.
-Ehh zapraszam w moje skromne progi- powiedziała przekręcając kluczyk.
Położyłem plecaki gdzieś w hallu i zacząłem „zwiedzać”.
Po obejściu prawie całego domu składającego się z dwóch sypialni, w tym jednej Niny (do której jeszcze wtedy nie wszedłem) , łazienki, kuchni, hallu i salonu. Typowy, normalny dom.
Przekraczając drzwi pokoju Niny niemalże od razu poczułem woń różanych świeczek zapachowych. Było w nim bardzo czysto, a na ścianach wisiały kopie sławnych obrazów.
Przy ścianie, obok łóżka stała ciemnobrązowa duża toaletka, na której obok kosmetyków stało zdjęcie oprawione w dosyć ładną ciemną ramkę.
Wziąłem je do ręki zacząłem się mu przyglądać. Na fotografii była kobieta z dzieckiem, może ośmioletnim. Dziewczynka była podobna do Niny, więc była to pewnie jej siostra.
-Czemu tu wszedłeś?- Usłyszałem głos dziewczyny. Nie była zła tylko nieco podirytowana.
-Zwiedzam- odparłem.- Nie powiem, jest klimacik.
-Taaa- odparła nieco zażenowana.
-To twoja siostra?- zapytałem pokazując zdjęcie.
-Tak , to Aurelia.
-Dosyć późno kończy lekcje skoro jej jeszcze nie ma… Do jakiej chodzi szkoły?
- Tam gdzie jest, pewnie są zdecydowanie lepsze warunki do nauki, niż tu. Tam nie popełnia się tylu błędów…
-Ooo wyjechała z tą ‘panią mamą’ ze zdjęcia? Gdzie?
-Tak, wyjechały razem, autostradą do nieba.- Powiedziała i wyszła zostawiając mnie wmurowanego w podłogę. Nie miałem pojęcia jak się zachować w tamtej sytuacji.
Znalazłem Ninę w kuchni zalewającą kawę. Po jej policzkach spływały łzy.
-Przepraszam… znowu- powiedziałem- Nie wiedziałem, że one… nie żyją.
-Niby skąd miałeś wiedzieć?- powiedziała połykając łzy.- Tak w ogóle, to czemu tu ze mną przylazłeś, nie mogłeś mnie zostawić w połowie drogi? Poradziłabym sobie. A ty jesteś zwykłą świnią. Co z tego, że wydajesz się miły, skoro i tak jesteś na wszystko i wszystkich obojętny?! Przecież to ty psujesz nerwy tym wszystkim osobom, które nic ci do cholery nie zrobiły!- odwróciła się do mnie i staliśmy teraz bardzo blisko, twarzą w twarz. A ja doznałem olśnienia co do jej zmienności nastroju.- Ale nie! Przecież to tylko hobby tak?! W szkole wszystko wróci do normy? Nadal będziemy się nienawidzić jak dawniej?! Nadal będziesz pieprzonym dręczycielem i nachalnym podrywaczem?!
Patrzyłem na nią wiedząc, że ma racje, ale tylko częściowo. Zamierzałem się zmienić. Już się zmieniałem.
-Błagam Cię, nie wypominaj mi jakim jestem idiotą!

Nie przekazuj mi swoich emocji
Ludzie mówią, że jestem pomyłką
Widzę swoją duszę w lustrze
A teraz ty czujesz moje emocje, emocje-  zaśpiewałem jej i opuściłem jej dom biorąc za sobą plecak.

wtorek, 3 marca 2015

Rozdział I

Rozdział I
„Śmiech to słońce, które przepędza zimę z ludzkiego oblicza- Wiktor Hugo.”
Dzień, jak co dzień, pomyślałem  wstając z łóżka lekko się przeciągając.  Zapowiadał się dobry czas. Jak zwykle trochę poflirtuję z pierwszoklasistkami, które traktują mnie jak swój obiekt westchnień. Czy robię dobrze? Do końca tak nie uważam.
Po kilku dniach zostawię, potem znajdę nową.  By zachować swoją pozycję w szkole trzeba było się nad kimś poznęcać- przyda się nowa ofiara. Dobrym celem była Nina. Na uboczu, ze swoimi rysunkami. Hmm, czemu nie?
Ubrałem się zgodnie z trendami, ale tak trochę w stylu Bad Boy.
Rurki z dziurami na kolanach, skórzana kurtka… Tak, to zdecydowanie cały ja. No i nie stawiałem włosów na żel, tylko miałem  grzywkę. Czarne włosy to najlepsze co mogło mnie w życiu spotkać.
Poprawiłem kolczyka w wardze, który tak pociągał te wszystkie dziewczyny.
Po zjedzeniu śniadania i spakowaniu się wybrałem się do szkoły. W drodze spotkałem nowy cel mojego podrywu. Dziewczynę, która starała się wepchać do mojej paczki za wszelką cenę. Co prawda, była ładna i gdyby była w drugiej klasie sprawy pewnie potoczyłyby się inaczej. Ale nie jak była w pierwszej, to żenujące. Poza tym, teraz bawiłem się w swata.
Podszedłem do niej.
-Hej- zacząłem
-Siemka- odpowiedziała wyraźnie ożywiona.
-Chciałabyś może dzisiaj po południu wyskoczyć ze mną do kina?
-Wiesz co… dzisiaj nie mam czasu… ale może jutro?
O nie… tak to ja się nie bawiłem!
-Wiesz jutro to ja mam zajęty dzień, skoro nie chcesz to pa…- udałem smutnego
 -Zaczekaj! Wiesz co, może da się to jakoś przełożyć, to… na co idziemy?
- Na co będziesz chciała- Uśmiechnąłem się zawadiacko i „podałem jej ramię”.
Oplotła moją rękę i ruszyliśmy do szkoły. Ostatnio miałem przerwę w moich chamskich podrywach, bo miałem „stałą” dziewczynę, którą bardzo ceniłem, ale cóż… Już jej nie mam.

Niestety moje zachowanie nie podoba się Thomasowi… A szkoda, bo można się przy tym wyluzować. No ale przez to jego zamulanie przestałem już tak nachalnie podrywać. 
No ale nie chciałbym przez jakieś laski stracić przyjaciela. Proste.
Otworzyłem przed Monicą wejście do liceum i się rozeszliśmy. Przy szafkach czekał już na mnie Thomas. Można powiedzieć, że był moim najlepszym przyjacielem, ale nie należał do mojej paczki.
Jak to? Po prostu.
On był ułożony, spokojny, dobrze się uczył, a ja i moi kumple… Hmm… niekoniecznie. 
Pogadałem chwilę z Thomasem i poszedłem do mojej ekipy.
Przekazałem im informacje o zmianie celu naszych natarć. Znaczy zmieniliśmy sobie „ofiarę”. Ja byłem tym od myślenia co robić, a reszta od wykonywania.
Od razu było widać kto u nas był szefem.
Dręczenie Niny, która od samego początku próbowała mi się stawiać, było wręcz idealnym widokiem na przerwach.
No i jej czas się zaczął.
Ale najpierw postanowiłem jej się przyjrzeć. Moich znajomych posłałem by ostatni raz przyczepili się do Anny, naszej poprzedniej „koleżanki”.
Ale nagle Nina wstała i podbiegła do nich próbując przeszkodzić im w dotarciu do dziewczyny.
Tego się nie spodziewałem.
Michael ją uderzył, czego nie spodziewałem się jeszcze bardziej. To chyba jednak zaszło nieco za daleko.
Boże… gdyby Thomas o tym wiedział, dostałbym od niego niezły opierdziel.
Ale na szczęście nie wie.
Oddaliłem od siebie te wszystkie uprzykrzające moje życie myśli i powróciłem do rzeczywistości.
Anna płakała, mimo, że nic jej nie zrobili… Nina miała czerwony policzek, musiało ją boleć…
Boże co za masakra… powinienem tam wkroczyć i ich rozdzielić, ale stchórzyłem. Krzyknąłem tylko do chłopaków coś w stylu „Darujcie sobie tą sukę” i skinąłem na nich ręką. Nie zdążyli przyjść, a przed moimi oczami niemal wyrosła Nina. Nagle coś sobie przypomniałem… To było kilka lat temu… może dwa? Znałem ją już wcześniej, ale skąd? Kim ona była? Wracając do Niny… Mówiła coś do mnie, ale ja wychwytywałem co drugie słowo.  Mówiła coś o tym, że jestem chamem, nie mam honoru, jestem świnią… nie brałem tego do serca, ale się na nią wściekłem. Złapałem ją za barki i popchnąłem na szafki. Uderzyła głową w metalowe drzwiczki i straciła przytomność. Wszystko już wróciło na normalne tory życia w szkole. Anna gdzieś pobiegła, znajomi poszli, nie było świadków.
Ale nie mogłem jej samej zostawić.  Próbowałem ją obudzić, gdy nagle usłyszałem dzwonek.
Zrywanie się z lekcji to była dla mnie codzienność. Ale nie nieprzytomna dziewczyna przed moimi oczami.
Wszyscy rozeszli się po klasach, więc postanowiłem zanieść Ninę do pielęgniarki.
Wziąłem ją na ręce, Boże, jaka ona była lekka. Na sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu ważyła może trzydzieści pięć kilogramów. Przekroczyłem drzwi gabinetu i zawołałem pielęgniarkę.
-Proszę pani- zacząłem- ta dziewczyna poślizgnęła się i uderzyła o szafki. Zemdlała i od razu przyniosłem ją tutaj.
-Dobrze zrobiłeś.  Jeśli stało się tak jak mówisz, to powinna się w najlepszym wypadku zaraz obudzić.
Nie dokończyła mówić ostatniego wyrazu, a Nina otworzyła oczy, na szczęście.
-Gdzie jestem?- Zapytała nieco otumaniona.
-U pielęgniarki- odparła pani bodajże Olivia- Ten dżentelmen cię tu przyniósł, do poślizgnęłaś się i uderzyłaś głową o szafki. Pamiętasz?
Dziewczyna spojrzała na mnie groźnym i wściekłym wzrokiem, a ja posłałem jej błagalne spojrzenie.
-Tak pamiętam, nawet głowa nie boli mnie, aż tak bardzo jak na taki upadek.
-Dobrze dziecko. Pogotowie to będzie twoja decyzja. Ale do domu iść musisz!
-Umm, okey.
-Adam…
-Matt- wtrąciłem
-Ah tak… Matt może Cię odprowadzić dla bezpieczeństwa, jemu i tak to nie robi pewnie różnicy.- Moja kariera zrywania się z lekcji, tudzież wagary rozeszła się po całej szkole, tego byłem pewien.
-W sumie…
-Jak nie on to będę dzwonić po rodziców, żeby po ciebie przyjechali.
-No dobrze, niech mnie odprowadzi.
Wyszliśmy z gabinetu. W drodze do wyjścia milczeliśmy. W ciszy przebraliśmy się, wzięliśmy plecaki, znaczy ja wziąłem, dwa.

Zaczęły mną od tamtego momentu targać wyrzuty sumienia, za wszystko co kiedykolwiek zrobiłem. To był pierwszy raz kiedy przeżywałem coś takiego. Nie podobało mi się to…