Rozdział VIII
"Ktokolwiek myśli, że życie jest sprawiedliwe, jest fałszywie poinformowany."- John Fitzgerald Kennedy
Zostawiałam Justinowi na skrzynce miliony podobnych wiadomości, puki jej nie zapchałam.
W końcu dostałam SMS'a od operatora:
"Twoja wiadomość głosowa została odsłuchana"
Miałam tak cholernie mało czasu. Liczyłam, z całego serca, że ojciec jest w kasynie, albo na lotnisku, gdziekolwiek, byle nie w domu, bo tam na pewno na sam początek pójdzie Matt. Dobrze, że to chociaż dosyć daleko.
Z zamyśleń wyrwał mnie dzwonek mojej komórki.
JUSTIN!
-Czego chciałaś?
-Pamiętasz, gdzie TO schowaliśmy?
-Chyba oszalałaś?! Po co ci do cholery broń?!
-Justin, proszę, wszystko ci wytłumaczę, co do joty. Nawet mogę ci zapłacić. Tylko ja... ja muszę mieć pistolet.- Po prostu niemalże ryczałam do tej słuchawki.
-Kasa mi się przyda... a co do broni, to zaraz podjadę pod twój dom i przywiozę ci spluwę, bo już na prawdę nie mam siły odsłuchiwać kolejnych pięćdziesięciu wiadomości od ciebie!
-Tylko... ja nie jestem w domu.
-A gdzie do cholery?!
-U Matta... - już chciałam mu podać adres, ale ten mi przerwał.
-Łoo, jeśli zadajesz się z Hooverem to ja nie chcę hajsu, a broń zaraz podwiozę, obecnie mieszkam dosyć blisko.
-Okey, czekam.- Byłam ucieszona i za razem zdziwiona, no i mega, MEGA zdenerwowana.
Nie minęło nawet pięć minut, a usłyszałam charakterystyczny odgłos motoru przed domem. Wybiegłam z niego niczym oparzona i trzęsącymi rękoma wzięłam broń od chłopaka.
-Podwieźć cię gdzieś?- zapytał niespodziewanie.
-T... tak, jeśli możesz, to pod mój dom, ale jak to zrobisz, OD RAZU stamtąd odjedź!
-Zobaczymy.
-Nie, obiecaj.
-Okey, odjadę.
-Dobra.- powiedziałam i wsiadłam na jego pojazd.- Byle szybko.
Gdy dojechaliśmy usłyszałam krzyki dobiegające z domu.
Cholera, ojciec był na miejscu!
-Na pewno nie chcesz, żebym wszedł z tobą?- powiedział Justin.
-Jedź, i nie wracaj do tego miejsca.
Zdziwiony i chyba nieco zawiedziony kiwnął głową. Odjechał, a ja poszłam do tylnego wyjścia, które na moje szczęście było otwarte na oścież. Zanim weszłam odbezpieczyłam pistolet i przełknęłam ślinę.
To twój koniec śmieciu!
Weszłam do domu najciszej jak potrafiłam i stanęłam za ścianą przyglądając się ukradkiem sytuacji dziejącej się w salonie.
-Nie wybaczę ci tego gnoju!- darł się Matt mierząc do mojego ojca bronią.
Zaraz! Skąd on ją miał?
W sumie- pomyślałam- w zasadzie nic o nim nie wiem.
***
-To ty zabiłeś Annę! Tylko do cholery po co?
-Bo tak, w zasadzie bo wpieprzyła się w nie swój interes. Ale nie powiem, nie spodziewałem się, że akurat TY na to wpadniesz. W zasadzie to kim ty w ogóle jesteś?
-Twoim koszmarem- uśmiechnąłem się- A z tatuażami to lepiej nie wchodzić w tą branżę.- dokończyłem patrząc na jego rękę.- Łatwy znak rozpoznawczy.
-Młody, idź sobie stąd lepiej, jeśli chcesz ujść z życiem.
-Nigdzie się nie wybieram!- powiedziałem i przeładowałem broń.
-Twój błąd- powiedział obojętnie i zrobił manewr, którego zupełnie się nie spodziewałem wyrywając mi przy tym broń.-Nie masz w tym za grosz doświadczenia- szydził ze mnie jednocześnie do mnie mierząc.
Widziałem jak jego palce delikatnie opuszczają się na spust i już żegnałem się z życiem, gdy nagle usłyszałem strzał. Na szczęście, nie do mnie. A na nieszczęście, strzelała Nina.
-Co ci odpierdoliło! Pójdziesz do więzienia! I po co za mną pobiegłaś!?
Ta nic nie odpowiedziała tylko upuściła strzelbę i wybiegła tylnymi drzwiami.
Już miałem biec za nią, gdy zobaczyłem, że jakiś facet ponownie wnosi ją do domu.
Nie byle jaki facet, tylko syn Armando.
Cholera, mogę być udupiony!
Postawił Ninę na ziemi a ta usiadła zapłakana na podłodze.
W co ja ją wpakowałem...
Jaki ja byłem głupi, czemu, czemu nie pomyślałem o tym wcześniej?
Teraz było za późno.
-Hoover, kobieta, taka jak Nina nigdy- nawet nie wiecie jak podkreślił to słowo- ale to nigdy nie powinna mieć broni w ręku. Dopuściłeś do tego, ty draniu!
Nina wyciągnęła do mnie rękę, żebym pomógł jej wstać.
-Justin... miałeś tylko mnie podwieźć.- mówiła ledwo łapiąc oddech.
-I MIAŁEM POZWOLIĆ, ŻEBYŚ SOBIE TAK PARADOWAŁA Z PISTOLETEM?!
-Tak - powiedziała zdecydowanie.- przecież gówno cię obchodzę, więc mogę sobie przecież spokojnie ginąć.
-Nawet tak nie mów, byłem głupi, już dawno żałuję tego co w tedy powiedziałem.
-Miałeś rację, widzisz, jestem takim samym śmieciem jak on. Jesteś usatysfakcjonowany?
Patrzyłem na nich wzrokiem przepełnionym zdziwieniem miary... wielkiej.
-Nina, przepraszam, odpuść już.
-Ja ci wybaczyłam, ale to nic nie zmienia, jestem taka, jak on.
-Nie jesteś.
-Naprawdę?- prychnęła.
-Tak, on by czegoś takiego nie powiedział.
-Może dlatego, że nie żyje, a wiesz, kto go zabił? Ja.
-Nina, ty nie jesteś...
-...zabójcą? -dokończyła- Tak, owszem, jestem.
-Stop, stop, stop!- przerwałem.- Czy ktoś może mi do cholery wytłumaczyć, o co chodzi?
-Kiedyś- zaczęła Nina- byliśmy przyjaciółmi, nawet bardzo dobrymi.
-Ale powiedziałem coś głupiego, i to wszystko się skończyło. A ona mi jeszcze wybaczyła, i nie zostawiła ot tak, nie wyrzuciła, tylko znalazła moją matkę. No cóż nie była ona idealna, ale miałem dom. Teraz ja spłacę jej ten dług.
-Co?!- powiedziała wystraszona.
-Pójdę do więzienia za ciebie.
-Nie możesz.
-Mogę, i to zrobię. Tobie nie zmarnuję przyszłości. A tak a propos to bardzo możliwe, że on jeszcze żyje.
-Jak to?- Tak bardzo było mi szkoda Niny...
-Brak precyzyjnej celności to jednak dosyć duża przeszkoda w strzelaniu. Dzwońcie po gliny. Powiem, że Tom był moim przyjacielem, ojciec opowiedział mi jak to wyglądało, najwyżej pójdę jeszcze za dragi. I tak mnie już ścigają. A ty, Matt, zajmij się Niną jak należy.
-Powiem ci szczerze, że nie spodziewałem się takiego czynu po synalku Armando. Ja mam teraz z kolei dług u ciebie.
-Nie masz żadnego długu, bo to ja spłaciłem go teraz Ninie, ty debilu nie masz nic do gadania- powiedział drwiąco.
A jednak przyjazne stosunki z jego ojcem to był dobry biznes, bo już sobie mogę wyobrażać, czy zabiłby mnie Armando, czy jego syn?
-Nina- zwróciłem się do niej.- chodź, wyjdziemy na zewnątrz.
-Ja na gliny zadzwonię anonimowo!- krzyknął jeszcze ze środka Justin.
-Ja nie chcę, żeby on poszedł przeze mnie do więzienia!
-Nie przez ciebie. On i tak miał już ze trzy pobicia na karku, działa na zlecenie.
-Świat jest dziwny!- powiedziała Nina i płacząc przytuliła się do mojego torsu, a ja objąłem ją moimi ramionami.
***********************************************************
Przepraszam za taką beznadzieję! Dopadł mnie brak weny i dlatego tak strasznie nudno :/ Eh, no trudno, piszcie co o nim sądzicie w komentarzach!
Spodobał wam się Justin?Komentujesz=motywujesz.
Jejku.. masz na prawdę niesamowity talent :) przeczytałam wszystkie rozdziały :3 Wiem, że nie bawisz się w obs/obs aczkolwiek ja Cię zaobserwowałam i liczę na rewanż .. bardzo mi to pomoże :) no chyba że mój blog jest tak fatalny że nie warto go obserwować :) Sama oceń- allexsis.blogspot.com Muzyka w tle jest świetna !! Aha, życzę Ci spełnienia marzeń, i jestem pewna że jeżeli dalej będziesz rozwijała swoją pasję, w końcu uda Ci się wydać książkę <3
OdpowiedzUsuń